Najnowsze komentarze
Te kalesony jako piracka flaga, do...
stratoliner do zdjęcia: -
Piotr i Kierownik wycieczki a za n...
stratoliner do zdjęcia: -
Poszukiwania kampingu...
stratoliner do zdjęcia: -
Kalesonki...
Krzysztof Dutka do: Czas na zmiany..
Miło jest zobaczyć swój motor po r...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

29.06.2017 11:18

Plastry, kalesony i ABS

                Plan jest prosty pojechać na przełęcz Passo Stelvio i wrócić w niedzielę. Umówiłem się z Piotrem ok 12.00 na wylocie z Poznania, skąd mamy polecieć po kierownika wycieczki pod Legnicę a stamtąd do Strakonice w Czechach na pierwszy nocleg. Kierownik wycieczki (mam zakaz udostępniania wizerunku ) wieloletni zwolennik dobrego piwa, nie bez powodu wybrał to miasto na nocleg, jest tam bardzo dobry browar DUDAK :) Wg google map by być na miejscu ok 18.00 ( piwo nie będzie wiecznie czekać ) powinniśmy wyjechać ok 8.00 z Poznania, a tu 12.00 :( no nic kierownika wycieczki trzeba słuchać!

Pogoda w sumie idealna 12 stopni, nie pada, droga daleka a plecy mnie napie…. Pewnie przez te worki z cementem co je nosiłem do budowy wędzarni ( ale to inny temat ) . Dzięki żonie i kilku plastrom rozgrzewającym zrobiło się nieco lepiej. Ubrałem się wchodzę do garażu a tam cement… Co mnie pokusiło by zastawić workami moto. By wyjechać worki z cementem musiałem przesuwać ( nie podnosić ) na czworaka po podłodze w garażu, dobrze że żony nie było bo by się popłakała ze śmiechu – Stary na czworaka w kasku w garażu…

Wreszcie jedziemy. W Lesznie mały obiad, sparowanie kasków z Piotrem i dalej. Wyszło słońce temperatura rośnie z km na km, plecy z powodu potu zaczynają palić ( żona ostrzegała tylko nie zmocz plastrów bo będzie paliło ) Informuję Picia, że musimy się zatrzymać bo plastry mi dziurę robią w plecach. Szybkie zatrzymanie rozbieranie plastry wypie… uff trochę lepiej. Jedziemy dalej po kolejnych kilku km mam wrażenie, że wcale tych plastrów nie odkleiłem, dalej pali jak cholera. Zatrzymujemy się w jakiejś wsi pod sklepem ( tylko tam był parking ). Temp już z 24 st. plecy mokre od potu - palą. Pośpiesznie wyjmuję chusteczki i wycieram dół pleców. Piotr płacze ze śmiechu bo stoimy przed sklepem, klienci wchodzą, ja w podskokach z ręka w gaciach wyglądam jakbym wycierał rowek a nie plecy. Na przestrzeni 120 km temp podskoczyła o 12 stopni „sorry taki mamy klimat”. Przy okazji zatrzymania  zdejmuję bieliznę termiczną, wszystko wrzucam do centralnego kufra, który już jest pełen, jedziemy.

Na prostej przycisnęliśmy. Ale się wystraszyłem, gdy wieko od kufra uderzyło mnie w plecy, panika – z kufra wyfruwa zawartość ! Fruwają kalesony, jedna nogawka zaciśnięta  głęboko w kufrze, wystaje połowa prawej nogi i cała reszta. Myśl o nadmuchanych kalesonach za moto powiewających niczym żałosna piracka flaga nawet mnie rozbawiła, dobrze że nikt za mną nie jechał i tego nie widział. Hamuję powoli, zsiadam z moto a tam lewa nogawka wkręcona w tylni hamulec. Piotr już daleko przecie nie będzie czekać wiecznie, ciągnę kalesony i urywają się gdzieś w okolicy tylnego zacisku. Pakuję fanty do kufra wsiadam i jadę rozmyślając czy my dojedziemy chociaż do Legnicy, bo już 3 razy się zatrzymywaliśmy z mojego powodu…

Pod Legnicą dołącza kierownik wycieczki, lecimy przez Szklarską. W Czechach doziera do mnie że droga jest znacząco równiejsza niż ta u nas, no i są dla moto free autostrady , które pozwalają skrócić czas dojazdu. Do Strakonice docieramy ok 22.30 szukamy noclegu zamówionego na booking.com . Rozmowy telefoniczne z właścicielem niewiele dają kręcimy się po nocy jeżdżąc po drogach rowerowych, groblach na rzece i mostach dla pieszych. Mijamy knajpy z piwkiem i wzbudzamy powszechne pozytywne zdziwienie, ba Picioza jeszcze przygazówki urządza przed widownią, a oni nam piwo w kuflach podnoszą do góry. Dobrze, że policja nas nie chwyciła bo byśmy nieźle beknęli. Myśl o piwie zaczyna być natrętna, kierownik wycieczki dostaje już na pewno piany. Wreszcie jest znaleziona droga do kampingu niczym nie oznaczona. Na drodze dojazdowej zaczyna migać mi jakiś error z ABS , k.. mać… teraz? Zostawiamy moto, graty i w drogę za piwem. Error ABS poczeka do ranka. Mijamy dwie knajpy, które zamknięto nam przed nosem, w końcu już było po 23.00… gdy w końcu znajdujemy upragnionego DUDAKA, ale smakował - jak to było w tym kabarecie ? „jakby Jezusek bosą stopką po gardełku przebiegł”. Wypiliśmy po dwa piwka ( no może kierownik wycieczki nieco więcej ) i włączyło się ssanie, szukamy knajpy z papu. Na Turka można wszędzie liczyć nawet po 24.00 otwarty. Najedzeni spotykamy przypadkowego Czecha , którego namawiamy by za piwo zaprowadził nas do knajpy. Zaprowadził do 24 godzinnej J nazywa się VAGON. He he nawet na drzwiach wejściowych jest dzwonek, gdyby była zamknięta. O dziwo był otwarte a w środku stali bywalcy przy barze. Po piwkach wracamy do domku a ja myślę o error abs.

Rano po śniadaniu zaglądam do moto, o co chodzi z ABS. Logika i kalesony zaprowadziła mnie do tylnego zacisku, resztki kaleson zatkały okienko w tarczy abs… usunięcie szmatek załatwiło problem. Od tej pory już do końca wyprawy koledzy mówili: były takie zakręty, że Andrzej hamował kalesonami.

W sumie wyjazd się udał. Zrobiliśmy 2300 km i myślimy gdzie dalej…

Komentarze : 1
2017-07-01 11:02:16 okularbebe

Te kalesony jako piracka flaga, dobre - trzeba było je tak zostawić, takie swobodnie powiewające.

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
Passo Stelvio
[zdjęć: 5]

Tagi

KAWASAKI GTR 1400 (1), Stratoliner (1), XV1900 (1), Yamaha XV 1900 (1)

Kategorie